piątek, 15 lipca 2011

Volvo wie jak uniknąć zderzenia ze zwierzętami

Volvo wie jak uniknąć zderzenia ze zwierzętami

Autorem artykułu jest Paweł Kaczmarek



Za kilka lat w modelach Volvo będzie dostępny nowy system, który zapewni alarmowanie i automatyczne hamowanie przed zderzeniem ze zwierzęciem na drodze. Technologia ta to następny kok w rozwoju marki.

Charakterystyka systemu


Cały system składa się z dwóch elementów: czujnika radarowego oraz kamery na podczerwień, co pozwala na rejestrowanie ruchu na jezdni. Ważne jest również działanie tego systemu nie tylko za dnia, ale i nocą z uwagi na to, iż większość wypadków ma miejsce po zachodzie słońca.


Działanie systemu polega na tym, iż kamera monitoruje część jezdni przed samochodem i gdy natrafi na ruch w swoim zasięgu, to kierowca usłyszy dzwięk alarmu. Jeśli natomiast prowadzący samochód nie zareaguje, to samochód automatycznie zacznie hamowanie. W przypadku, kiedy niemożliwe będzie uniknięcie kolizji, system zmniejszy predkość auta, aby zapobiec większym uszkodzeniom.


Głównym problemem z jakim muszą zmierzyć się technicy jest „nauczenie” systemu rozpoznawania różnych typów zwierząt. System będzie zdecydowanie lepiej reagował na większe zwierzęta. Został przetestowany i zmniejsza ryzyko uderzenia w takie zwierzęta jak: łoś, sarna, czy renifer.


Podsumowanie


Jak wiadomo spora ilość kierowców zdaje sobie sprawę, iż uniknięcie zderzenia ze zwięrzęciem wbiegającym nagle na jezdnię jest niemal niemożliwe. Jest to bardzo słuszne, a zarazem niepokojące myślenie. Dlatego też należałoby coś z tą kwestią zrobić. Marka Volvo ma szansę być pierwsza w rozwiązaniu tego problemu. W samej tylko Szwecji w 2010 odnotowano ponad 47 tysięcy wypadków z udziałem dzikich zwierząt. Niestety liczby te wcale nie maleją. Stąd też potrzeba nowych, solidnych rozwiązań.

---

Paweł Kaczmarek
Motoryzacja mBrokers.pl

Źródło: Volvo


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Przyszłość modeli Q w Audi

Przyszłość modeli Q w Audi

Autorem artykułu jest Piotr Zaręba



Koncern motoryzacyjny Audi jest jednym z największych producentów aut premium na świecie. Od ponad stu lat produkuje limuzyny spełniające wymagania największych i najbardziej wpływowych ludzi tego świata. Natomiast dopiero kilka lat temu zaczną produkować samochody typu SUV, i najprawdopodobniej już nie przestanie.

Koncern wypuszczając na rynek w 2005 roku model Q7 zapoczątkował nową erę modeli „Q”. Oczywiście Audi wcześniej też oferowało samochód na bezdroża, tj. A6 C5 Allroad, jednakże właśnie dzięki wprowadzeniu do oferty modelu SUV koncern zyskał ogrom nowych klientów.

Jako, że samochód został bardzo dobrze przyjęty w środowisku motoryzacyjnym to koncern zdecydował pójść za ciosem oferując z czasem nowe samochody tej klasy. Drugim autem SUV, które zaprezentowano w 2008 roku był trochę mniejszy od Q7 model Q5. Obecnie najmłodszym, a zarazem najmniejszym „terenowym” samochodem jest Q3, którego premiera miała miejsce kilka dni temu w Barcelonie.

Najprawdopodobniej w ciągu kilku następnych lat Audi będzie kontynuować wprowadzanie nowych modeli z pod znaku Q. Obecnie w internecie, aż huczy o tym, iż koncern ma zamiar wybudować SUVa w coupe pod nazwą Q6. Model miał by wejść do produkcji w 2013 roku i nawiązać bezpośrednią walkę o przejęcie klientów BMW X6.

Napotkałem się ostatnio także na spekulacje dotyczące modelu Q4. Model miał by być sportowym, dwu-drzwiowym małym SUVem nawiązującym do Q6. Możliwe także, że samochód był by zaprojektowany przez inżynierów z Porsche.

Jak już wcześniej pisałem możliwe że w najbliższym czasie do oferty Audi dołączy także model Q1. Samochód miał by być zbudowany na płycie podłogowej A-jedynki, a co za tym idzie mierzyć niespełna 4 metry długości. Jeżeli samochód wejdzie do produkcji to cena będzie najprawdopodobniej oscylować w granicach 100 tys. zł.

Jak widzimy Audi pokłada wielkie nadzieje w samochodach tej klasy. Całe szczęście nie są to bezpodstawne nadzieje - obserwując zapotrzebowanie rynku na takie samochody oraz zwracając uwagę na jakość poprzednich modeli Audi można stwierdzić, że koncern czeka wiele sukcesów za sprawą nowych modeli.

---

Audi-Blog.eu


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Mercedes klasy GL Grand Edition

Mercedes klasy GL Grand Edition

Autorem artykułu jest Paweł Kaczmarek



Mercedes-Benz może poszczycić się nowym modelem klasy GL Grand Edition. Grand Edition to specjalna edycja, która uwidacznia ekspresywny wyraz zewnętrzny auta, ale również wygodę panującą wewnątrz. Wszystko to zaprezentowane jest w połączeniu z luksusowym stylem.

Charakterystyka

Klasa GL Grand Edition to bardziej odnowiony, bardziej wyprofilowany przód w połączeniu z reflektorami LED wysokiej jakości oraz nowym grillem z eleganckim metalicznym logiem marki. We wszystko to wplecione zostały eleganckie metaliczne wykończenia poprawiające wizualność auta.

Wnętrze jest bardziej przestronne i może pomieścić aż siedem osób przy czym zapewniona zostaje wygoda i poczucie wysokiej klasy auta. Elementy wnętrza zapewniają komfort, estetykę, poprawia atmosferę zarówno w czasie jazdy, jak i podczas siedzenia na miejscu pasażera. Zmiany wewnętrzne dotyczą wykorzystania większej liczby elementów upiększających w celu ulepszenia stylizacji. Dotyczy to między innymi wykończenia skórzanych siedzeń w kolorze czarno-porcelanowym oraz czarno-kasztanowym, drzwi oraz tablicy rozdzielczej.

Głównymi elementami charakterystycznymi dla modelu klasy GL Grand Edition są drzwi ze środkowym panelem, podłokietniki, panel przycisków na tablicy rozdzielczej, oświetlenie wokół, sportowe pedały oraz drewniana lub skórzana kierownica w kolorze ciemnego popiołu.

Silniki

Modele Grand Edition wyposażone są w technologię PARKTRONIC i są one dostępne z następującymi typami silników:

- GL 350 BlueTEC 4MATIC o mocy 211KM oraz spalaniu 9 litrów na 100km.
- GL 350 CDI 4MATIC BlueEFFICIENCY o mocy 265KM oraz spalaniu 8.9 litrów na 100km.
- GL 500 V8 o pojemności 5,5 litra i mocy 388KM osiągający przyspieszenie 0-100km/h w 6,5 sekundy.
- GL 450 V8 o pojemności 4,6 litra i mocy 340KM osiągający przyspieszenie 0-100km/h w 7,2 sekundy.

Ceny

Koszty tego modelu w zależności od typu silnika usytuowane są w przedziale od 80 tysięcy euro (350 CDI 4MATIC BlueEFFICIENCY) do 99 tysięcy euro (GL 500).

---

Paweł Kaczmarek
Motoryzacja mBrokers.pl

Źródło: Mercedes-Benz


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Dbajmy o nasze samochody - to także bezpieczeństwo

Dbajmy o nasze samochody - to także bezpieczeństwo

Autorem artykułu jest Nasz samochód



Pod pojęciem dbania o nasze autko często rozumujemy wyłącznie jego czystość, a to niestety nie wszystko. Fakt, że czyste i pachnące wnętrze, błyszczący lakier czy lśniące koła, należące do estetyki, są czymś przyjemnym z punktu widzenia kierowcy, lecz dbanie o samochód ma jeszcze inne ważne wartości

Dbajmy o nasze samochody - to także bezpieczeństwo.
Wielu kierowców bagatelizuje sobie np. stan zawieszenia, opon czy stan bieżący płynów. Zależy mi na tym aby sprawdzać stan, w jakim znajdują się bardzo ważne dla bezpieczeństwa elementy w naszym samochodzie.
Zacznę od opon, ten nieodzowny element każdego pojazdu jest bardzo ważny dla bezpieczeństwa. Zwracajmy uwagę na to aby poruszać się z odpowiednimi oponami w odpowiednich warunkach na drodze, tu mianowicie mam na myśli sezon zimowy i letni. W sezonie letnim, wiadomo, poruszamy się na oponach letnich, w zimie na oponach zimowych, można skorzystać z wielosezonowych opon, wtedy możemy uniknąć większych kosztów związanych z posiadaniem dwóch kompletów opon jak i dwukrotnej wymiany w roku. Ja osobiście przetestowałem obie opcje i polecam jak najbardziej posiadanie obu kompletów opon - zimowych i letnich.
Zimówki są o wiele miększe i tak stworzone, by lepiej nam było poruszać się w zimowych warunkach, przy niższych temperaturach, na lód niestety nie ma mocnych, to wiemy. Zwracajmy uwagę na głębokość bieżnika!! Na śniegu czy chlapie, opona zimowa ze znikomym bieżnikiem nie da nam pełnej satysfakcji z poruszania się, sama jej nazwa "zimowa" to nie wszystko, dbajmy o to by bieżnika było na niej jak najwięcej.
Regularna wymiana opon przed i po danym sezonem wpływa zarówno na swobodę i bezpieczeństwo jaki na mniejsze zużycie danego rodzaju, bo jeżdżąc na oponach letnich zimą bardziej je zużywamy i nie mamy tej przyczepności jak w przypadku zimowej.
Opony letnie też muszą mieć jak najwięcej bieżnika bo o to chodzi, odpowiedzialny on jest między innymi za przyczepność do drogi, lepsze odprowadzanie np. wody. Przyczepność to nic innego jak, krótsza droga hamowania, stabilność na torze jazdy, pewne pokonywanie zakrętów itd. Opona letnia jest twardsza od zimowej dla tego, że w sezonie letnim jest bardziej narażona na twardsze podłoże i wyższe temperatury. Wszystko też zależy od marki, każda firma produkuje opony z innych mieszanek, komponentów.
Przed każdą wymiana sprawdźmy czy nie są popękane, ponacinane, czy nie mają tzw. guzów (bąbli).
To wszystko nasze bezpieczeństwo i daje nam komfort jazdy a także pewność prowadzenia.
Zawieszenie jest złożonymi elementami naszych pojazdów i również spełnia ważne zadania, dla tego warto o nie dbać. Stan zawieszenia przyczynia się do bezpieczeństwa tak samo jak opony (przyczepność, krótsza droga hamowania), a bezpieczeństwo to nasz komfort. Jeżeli jadąc po nierównej drodze nie wydobywają się jakieś stuki, pukania, auto nie ma luzów w kierownicy i prowadzi się pewnie, to wstępnie można określić, że nie jest źle z naszym zawieszeniem ale to nie jest pełna i dokładna diagnoza. Może być tak, że jakiś element np. tuleja gumowa nie jest zerwana i wygląda dobrze, a jest powygniatana jak sprężyny w tapczanie, wtedy nie spełnia swojego zadania i trzeba ją wymienić z uwagi na zużycie się gumy. Polecam również dwa razy do roku sprawdzać stan w jakim się znajduje nasze zawieszenie, możemy skorzystać przy okazji wymiany opon (zima/lato) bezpośrednio u wulkanizatora, z reguły jakieś pojęcie mają ci Panowie. Jeśli sami nie potrafimy, skorzystajmy z usług warsztatów trudniących się taką diagnozą lub naprawą (koszt około 50-100zł). Uważam, że to nie dużo w skali roku, biorąc pod uwagę bezpieczeństwo.
Płyn hamulcowy, kolejny punkt w dbaniu o bezpieczeństwo. Rzadko kto pilnuje tego w jakim stanie mamy płyn hamulcowy, nie liczy się tylko poziom jaki mamy. Poziom jest ważny ale to nie wszystko. Płyn w układzie jak i tarcze czy klocki hamulcowe odpowiedzialne są za działanie naszych hamulców. Wszystkie te elementy narażone są na bardzo wysokie temperatury w jakich pracują. Klocki wymieniamy w miarę regularnie bo nas do tego zmuszają, rzadziej tarcze a płyn jeszcze rzadziej. To błąd, płyn przegrzewa się i starzeje, wtedy traci na swojej wartości i osłabia swoje działanie. Zarówno klocki, tak i płyn też wymieniajmy. Płyn to też nie duże koszty. Przy remontach układu hamulcowego starajmy się wymieniać tarcze i klocki pochodzących od jednego producenta, tej samej firmy. Przyczynia się to do wolniejszego zużycia i lepszego współdziałania podzespołów.
Widoczność też wpływa na bezpieczeństwo, również polecam, przy wymianie opon zima - lato, minimum dwa razy do roku wymienić chociaż gumki wycieraczek naszych szyb. W zimie sól sypana na drogi i lód na szybach niszczy gumki w piórach wycieraczek, które pracują dla nas częściej podczas opadów i zabrudzonej czy mokrej nawierzchni.
Płyn w układzie chłodzenia to temat już powszechnie znany, zalecam sprawdzenie przed zimą, do jakiej minusowej temperatury posiadamy już zalany płyn jeżeli nie mamy ochoty go wymieniać. Wiadomo, że polecam wymianę chociaż raz w roku, właśnie przed zimą.

---

www. naszsamochod.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Przyczyny złego stanu dróg

Przyczyny złego stanu dróg

Autorem artykułu jest Krzysztof Borowik



Z całą pewnością jedną z największych bolączek polskich kierowców jest stan dróg w naszym kraju. Niestety zepsuta i uszkodzona jezdnia stała się wizytówką kraju z nad Wisły. Ale dlaczego tak jest, i czy to się kiedyś zmieni?

drogaProblem znany nie od dziś, i choć towarzyszy nam od zawsze, to jednak w dalszym stopniu budzi irytację wśród większości kierowców. Jakie mogą być konsekwencje wpadnięcia kołem w taką dziurę przekonało się wielu. Uszkodzone koła, błotniki, zderzaki, amortyzatory, aż do całego zawieszenia - to są konsekwencje poruszania się po naszych drogach, głównie zaraz po zimie. Jednak nie tylko zima sprawia, że drogi stają się niebezpieczne ale także gorące lato. Gdy słońce wręcz topi asfalt, a TIR-y jeżdżące po nim robią koleiny, to jezdnia wygląda niczym polna droga z dwoma charakterystycznymi śladami.

Ale dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta. Przyczynami tak złych warunków na polskich jezdniach są; wiek dróg, niesprzyjające warunki atmosferyczne i nieprzystosowanie dróg do ich użytkowników. Jeżeli chodzi pierwszy aspekt, to wiek dróg i co za tym idzie przestarzała technologia ich tworzenia, sprawia że nie mogą być w dobrym stanie przez długie lata. Nie są one tak odporne na warunki atmosferyczne i bardzo duże ciężary jak drogi budowane obecnie.

Jeżeli chodzi o warunki atmosferyczne, to Polska ma je najmniej korzystne. Roztopy i mróz w ciągu roku zdarzają się nawet kilkukrotnie. Gdy jest temperatura dodatnia woda wdziera się w mikroszczeliny, a gdy nadchodzi mróz zamarza tam. A jak wiadoma woda zamarzając zwiększa swoją objętość i w ten sposób rozsadza od wewnątrz asfalt. Taki cykl w naszym klimacie zdarza się niestety kilka razy w ciągu roku, co potęguje cały proces niszczenia drogi. Nowocześniejsza technologia, inna budowa i skład asfaltu sprawiają, że nowe drogi są bardziej trwałe i odporne na warunki atmosferyczne.

Jeszcze innym czynnikiem niszczenie naszych dróg jest niewłaściwe ich użytkowanie. Większość dróg nie jest niestety przystosowana do tak drastycznych obciążeń niemal 24 godzin na dobę. Bardzo często zwykłe miejscowe szosy przyjmują na "barki" ruch, który jest przeznaczony dla autostrad. Ciężki ruch na drogach jest co raz większy, a niemodernizowane i nieprzystosowane szosy wręcz się od niego uginają, czego konsekwencją są koleiny od kół ciągnące się kilometrami. Nie trzeba mówić, że jazda po takiej jezdni jest bardzo niebezpieczna. Niestety na poprawę stanu rzeczy zapewne trzeba nam będzie jeszcze długo poczekać, ale miejmy nadzieję, że kiedyś z rozrzewnieniem będziemy wspominać jak to było gdy jazda na naszych drogach przypominała rajd samochodowy.

---

amortyzator GL


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Trochę o motoryzacji, a trochę o kryzysie.

Trochę o motoryzacji, a trochę o kryzysie.

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Wiadomo, że firmy motoryzacyjne, jako przedsiębiorstwa obracające ogromnymi sumami są bardzo mocno związane z tym, co dzieje się w światowej gospodarce, w związku z tym bardzo silnie reagują na kryzysy.

Jakoś nie mogę pozbyć się myśli, że niemal wszyscy zarządzający wielkimi bankami inwestycyjnymi, a także największymi korporacjami produkcyjnymi to debile.

Dorzuciłbym do tego grona również członków rządów i współpracujących z nimi ekonomistów. Generalnie większą część światowej „wierchuszki” posądzam o to, że zamienili się mózgami ze sztuczną kością dla psa.

Bo zwróćmy uwagę na to, jak z zewnątrz wyglądały początki obecnego kryzysu. Była hossa, a potem – BUM! I wzięło się wszystko zawaliło! Tak po prostu! Banki ze stuletnią tradycją nie dostrzegły symptomów zbliżającej się katastrofy. Najwięksi producenci samochodów, też jakoś nie. A także FED, rząd USA i wielu innych.

No przepraszam bardzo! Problemy, które doprowadziły do tego wszystkiego były przez niektórych wskazywane już w latach 2002-2003.

Niektórzy biznesmeni sprzedawali wówczas nieruchomości, przenosili biznes do Chin, lub po prostu „keszowali” się i właśnie leżą na Kajmanach zastanawiając się, czy może by właśnie nie wrócić do gry.

O zagrożeniu wyzierającym z rynku nieruchomości w USA pisali na portalach internetowych specjaliści. Głównie młodzi.

Nawet (to mi się szczególnie podoba) astrologowie współpracujący z biznesmenami z londyńskiego City ostrzegali przed obecnym kryzysem już od dobrych kilku lat. Nie wierzysz w astrologię drogi Inwestorze? Ja też nie. To nie jest ważne. Ważne jest to, że ci panowie, którzy w nią wierzą, nie mieli już dawno „toksycznych” papierów i dzięki temu sączą drinki (razem ze wspomnianymi wyżej biznesmenami) na Kajmanach.

Ale oczywiście prezesi Lechman Brothers i innych tego typu instytucji nic nie wiedzieli... Bzdura! Doskonale się we wszystkim orientowali. Tylko jeszcze, „rzutem na taśmę”, upłynniali te swoje „egzotyczne instrumenty pochodne”, by zaraz po krachu móc sączyć kolorowe drinki (No zgadnijcie gdzie? Tak! Brawo! Macie rację!) na Kajmanach.

FED na początku kryzysu podnosił ciągle stopy procentowe. O kurcze! Skoro to robili, to może rzeczywiście jeszcze nic nie kumali? To ich nie usprawiedliwia, a jedynie świadczy o tym, że mógłby tam równie dobrze pracować mój Labrador (bez obrazy piesku).

Ford, który chyba najlepiej stoi z amerykańskich samochodziarzy, miał więcej szczęścia, niż rozumu. U nich sprawy potoczyły się tak, że musieli już wcześniej rozpocząć „program kryzysowy”. Tak więc, gdy ten nadszedł, mieli już wprawę. Ale gdyby nie to, to też by cieniutko śpiewali. Przez ostatnich kilkadziesiąt lat przyzwyczaili się, że całą korporację można utrzymywać ze sprzedaży jednego modelu. Ogromnego, jak średniej wielkości europejski dom z ogródkiem, pickupka Ford F150. Aż tu nagle przychodzi do salonu John i pyta: sorry, to nie wy robicie Priusa? Nie? To do widzenia!

I podobnie było w General Motors i Chryslerze. Tak swoją drogą, to gdyby nie John, to chyba do dziś by nie wiedzieli o kryzysie.

Co do GM, to patrząc na wnętrze ich Captiwy i zestawiając je z jej ceną, to cóż... Liczę, chłopcy, że będzie po Was. Naprawdę ciężko na to zapracowaliście.

I żeby pozostać w tematach samochodowych, przedstawię jeszcze jednego speca od nadchodzących kryzysów. Jeremy Clarkson. Znacie? Tak, to ten z Top Gear. Napisał kiedyś, że gdy firmy wypuszczają obłędnie drogie limitowane wersje i tak już obłędnie drogich supersamochodów, to znak, że nadchodzi kryzys. Jakiś czas temu czytałem, że można kupić wersję Bugatti, bez kolorowego lakieru, przez co jest o „stoileśtam” kilo lżejsza.... Wobec tego kryzys był nieunikniony.

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Auto szkoła dla kobiet - doskonały pomysł na biznes

Auto szkoła dla kobiet - doskonały pomysł na biznes

Autorem artykułu jest Krzysztof Fratczak



Zastanawiasz się nad otworzeniem auto szkoły, ale nie chcesz by była to zwyczajna szkoła przygotowująca do egzaminu na prawo jazdy jakich mnóstwo jest w Twoim mieście. Może warto rozważyć inwestycję w szkołę prawa jazdy dla kobiet?

Czasy się zmieniają, a kobiety wraz z nimi. Coraz częściej nie wystarcza im to, że są wożone przez swoich mężczyzn, ojców czy braci. Kobiety w Polsce coraz częściej pragną niezależności na drogach i własnego prawa jazdy. Powoli obalany jest mit, że kobiety nie są dobrymi kierowcami i nie radzą sobie na drogach. Badania dowodzą, że popełniają po prostu inne błędy niż mężczyźni, a w rzeczywistości znacznie rzadziej poważnie zagrażają bezpieczeństwu na drogach. Poważne wypadki częściej powodowane są przez mężczyzn. Tak więc inwestycja w szkołę nauki jazdy dla kobiet może się opłacać choćby z tego względu, że mniejsze jest ryzyko uszkodzenia auta przez kursantkę.

Szkoła nauki jazdy, w której będziesz przygotowywać kobiety do zdania egzaminu na prawo jazdy, powinna być prowadzona przez kobietę. Po pierwsze dla pań poszukujących babskiej auto szkoły, kurs prowadzony przez kobietę jest bardziej wiarygodny. Po drugie będziesz dla nich doskonałym modelem udowadniającym, że kobieta może być świetnym kierowcą. A to już dla nich połowa sukcesu w drodze do zdania egzaminu na prawo jazdy. Wiele osób przystępujących do egzaminu nie zdaje go właśnie ze względu na brak wiary we własne siły. Tak więc zaszczepienie w nich przekonania, że mogą to robić dobrze, jest bardzo istotne. A jak wiadomo, im więcej kursantek zda egzamin, tym więcej ich koleżanek i znajomych pojawi się w twojej auto szkole i poprosi, byś przygotowała je do zdania egzaminu na prawo jazdy.

Rynek prawa jazdy jest bardzo konkurencyjny w każdym mieście i nie jest łatwo się przebić. Dlatego za wszelką cenę należy znaleźć przewagę nad innymi auto szkołami, która umożliwi zdobycie jak największej rzeszy kursantów.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Nie taka Alfa zła, jak ją malują

Nie taka Alfa zła, jak ją malują

Autorem artykułu jest Hubert Pieszak



Wokół Alfy Romeo narosło wiele niepochlebnych opinii. Czas obalić te mity, bowiem w przypadku zadbanej "166-tki" największym wydatkiem będzie koszt paliwa.

Alfa Romeo 166 w ciągu 6-7 lat osiąga spadek wartości rzędu 90%. Jest to wynik zadziwiający i chyba nie do końca uzasadniony. Co prawda remont skomplikowanego zawieszenia wielowahaczowego może pochłonąć nawet 3-4 tys. zł, ale wykonany poprawnie i przy użyciu markowych części powinien wystarczyć na kilkadziesiąt tys. km.

A poza tym? Nie ma się do czego przyczepić. Jeśli trafimy na zadbany egzemplarz, możemy oczekiwać dość spokojnej eksploatacji. W przypadku odmiany 3.2 V6/240 KM warto zwrócić uwagę na działanie skrzyni biegów i sprzęgła. Biorąc pod uwagę cenę wyjściową Alfy 166 TI (ponad 200 tys. zł), spodziewać by się można również lepszej jakości wykonania kokpitu. System ICS (sterowanie klimatyzacją i radiem) potrafi się czasem zawiesić. Częstą udręką kierowców są krzywo spasowane plastiki i poprzecierane przyciski na kierownicy. Mimo wszystko jest to najmniej problematyczna jednostka z silników montowanych w Alfach.

Obniżone zawieszenie i 240-konny silnik zachęcają do dynamicznej jazdy. Jednak "166-tka" nie jest typowym sportowcem, z racji swych wymiarów i dużej wagi. Mimo to potrafi sprawić frajdę podczas jazdy. Zaletą silnika 3.2 V6 jest także wysoka trwałość.

Powodem do narzekania może być wysokie spalanie (śr. ok. 15-16 l/100 km) i dość drogą obsługę (np. nieco trudniejsza wymiana rozrządu). Regularnie należy sprawdzać poziom oleju silnikowego. Mogą pojawić się problemy z układem elektrycznym, jednak nie zdarzają się one notorycznie.

---

Hubert Pieszak

Blog:

http://worldofbeautywoman.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Tommy Byrne - Lepszy niż Senna?

Tommy Byrne- Lepszy niż Senna?

Autorem artykułu jest Jerzy Siwakowski



W świecie Formuły 1 od niepamiętnych czasów krąży pytanie o to który z kierowców był najlepszy. Jedni wymieniają Manuela Fangio, inni stawiają na piedestale siedmiokrotnego mistrza świata Michaela Schumachera, duża wiekszość obstaje przy tragicznie zmarłym Sennie. Lecz czy to aby napewno prawda?

Tommy in TheodoreSą jednak ludzie którzy spędzili w paddoku wiele lat i którzy byli tam za czasu gdy pojawił sie on- Tommy Byrne.

Eddie Jordan, człowiek który wprowadził do Formuły 1 Michaela Schumachera mówi " Zapomnijcie o Sennie i Schumacherze, Tommy Byrne był najlepszy z nich wszystkich".

Większość ludzi spoza Formuły 1 zapewne spyta "Tommy kto?". Prawda jest taka że w latach osiemdziesiątych pojawił się talent którego nie dało się okiełznać. Gdyby nie limity pochodzeniowe oraz kilka złych decyzji, Tommy z pewnością cieszyłby się z długiej i owocnej kariery na najwyższym szczeblu sportów motorowych. Jego styczność z F1 ograniczyła się niestety jedynie do kilku startów w barwach niedofinansowanego zespołu Theodore, oraz do testu dla McLarena który niektórzy kierowcy wyścigowi do dziś wspominają jak opowieść z bajek, niewiarygodną.

Pomimo niesamowitego występu podczas testów, Tommy nigdy nie doczekał się telefonu od Rona Denisa i wymarzonego miejsca w ekipie McLarena. Ron Denis utrzymuje że w owym czasie zwyczajnie nie było miejsca w ekipie które mogłoby odpowiadać Tommiemu. Jeśli jednak chcielibyśmy wierzyć że ekipa która w każdym kolejnym sezonie walczy o mistrzowski tytuł, nie chce mieć w ekipie najlepszego kierowcy aktualnie dostępnego na rynku, to chyba powinniśmy zastanowić się nad tym jeszcze raz. Jedną z możliwości jest to że Ron Denis zobaczył w Tommim coś od czego próbował trzymać się z daleka przez całe życie. Stanął przed nim człowiek nieokiełznany, niewykształcony, taki który bez szacunku dla wszystkich wokół niego budował wszystko na własnym talencie i święcie wierzył w to że jest najlepszy, właśnie chyba tego przestraszył się sztab McLarena. Formuła 1 w tamtych czasach nie szukała oszałamiających talentów z brzydką twarzą i potarganą koszulą, szukała ludzi którzy dobrze wpasują się w świat przepychu który szedł ktok w krok z tym sportem. Tommy poprostu nie pasował do tego obrazka.

Więcej informacji znajdziecie w książce zatytułowanej "Crashed and Byrned- The Greatest Racing Driver You Never Saw" która jest jedną z najbardziej niesamowitych sportowych autobiografii na jakie można się natknąć.

Tommy zostawiał w tyle wszystkich kierowców którzy mieli przyjemność ścigać się z nim w tamtym okresie. Senna unikał konfrontacji z Tommym najdłużej jak tylko mógł.

Tommy Byrne zajmuje się szkoleniem młodych kierowców wyścigowych w szkółce w Ohio w Stanach Zjednoczonych.

Tommy Byrne i autobiografia

---

Jerzy Siwakowski

www.motobzik.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Quo vadis? (polska motoryzacjo)

Quo vadis? (polska motoryzacjo)

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Wielu zastanawia się, czy motoryzację w Polsce czeka jakakolwiek przyszłość. Również i ja postanowiłem podjąć ten temat. Zastanawiam się tu tylko nad dwoma sprawami z tego szerokiego zagadnienia.

Jaka dalej będzie polska motoryzacja? Czy w ogóle jakaś będzie? Jakaś – na pewno, bo przecież robimy Fiata i Forda Ka. Mamy też Opla, silniki Toyoty. Robimy też świetne autobusy Solaris. Moje rozważania dotyczą innych kwestii. Pierwsza to produkcja motocykli, drugą zaś są zakłady FSO.

Jeżeli chodzi o motory, to warto pamiętać, że w połowie XX wieku byliśmy ich największym producentem na świecie. No właśnie, byliśmy... Skończyło się to, jeden z zakładów przerobiono na fabrykę cystern kolejowych, a w innych nie było pieniędzy na rozwój i wdrażanie nowych produktów. Jak zwykle chodziło o kasę, która w biznesie potrzebna jest jak roślinom woda – to oczywiste. Za brakiem finansowania dla nowych projektów poszło to, że nasze produkty stały się przestarzałe i zostały wyparte najpierw przez produkcję czeską i niemiecką (Jawa, Cezet, MZ), a później przez Japończyków.

Ostatnio jednak coś się zmienia. Pod marką (i logiem – super!) Junak, znowu powstają motocykle. Jest i choper i motor nieco bardziej sportowy. Zachęcam do obejrzenia tych jednośladów na stronie producenta. Są naprawdę ładne, choć niezbyt mocne. Ale OK., poczekajmy. Jeżeli te będą się sprzedawać, to może pojawi się coś większego. Jeśli chodzi o sprzedaż, to mam nadzieję, że będzie, bo motorki są niczego sobie, no i ta cena...

Pamiętać należy, że jednoślady w dobrych cenach sprzedaje też od kilku lat Romet. Nie wiem jakie mają wyniki finansowe, ale oferta jest dosyć bogata, a ich produkty widzę na ulicach, więc chyba jakoś idzie. Zwracam uwagę czytelników na skuter w stylu retro tejże firmy. To naprawdę ładny pojazd. No, może Vespą to on na razie nie jest, ale za to cenę ma kilkukrotnie niższą. Tak więc w temacie jednośladów coś się dzieje. I bardzo dobrze!

Co zatem z FSO? Obejrzałem ostatnio dwa programy o tej fabryce. Występujący w nich ludzie twierdzą, że jest to jedyna fabryka na świecie, która jest wolna, dobrze wyposażona i gotowa do przyjęcia produkcji każdego samochodu osobowego, którego długość nie przekracza 4,8 metra. Jest to ograniczenie wynikające z wielkości (podobno bardzo nowoczesnej) lakierni. Wierzę im, bo nie mam żadnego powodu, by nie wierzyć. Toczą się aktualnie rozmowy z potencjalnymi partnerami strategicznymi, ale... No właśnie – widzę tu pewne „ale”. Otóż uważam, że jest jeden problem, a jest nim polskie prawo pracy. Postawcie się drodzy czytelnicy w roli inwestora. Jaki jest sens wejść teraz do tego zakładu i borykać się z istniejącymi związkami zawodowymi, nie mieć możliwości zwolnień itp. Czyż nie lepiej poczekać na zamknięcie fabryki? Ja bym tak właśnie zrobił. Nie jest wszak tajemnicą, że koncerny bardziej wolą zatrudniać, niż zwalniać.

Tak więc uważam, że do FSO inwestor w końcu wejdzie. Będzie to zapewne ktoś ze wschodu, bo im chyba najbardziej zależy na produkcji w Europie. Nie martwiłbym się tym, bo dalekowschodni producenci rozwijają się szybko, więc i nowoczesne technologie niebawem pojawią się i na Żeraniu. Nie stanie się to jednak według mnie ani za miesiąc, ani za pół roku. Jeśli nasi rządzący chcieliby ten proces przyspieszyć, to muszą szybko wszystkich zwolnić, wówczas FSO stanie się dużo bardziej atrakcyjne. A co z ludźmi? Większość z nich zostanie zapewne zatrudniona ponownie – to w końcu fachowcy. To może być duży tzw. „koszt społeczny”, ale bez niego obecna sytuacja będzie się tylko przedłużać. Warto to brać pod uwagę, jeśli chcemy, by na żerańskich parkingach znowu stały lśniące, gotowe do sprzedaży auta.

No dobrze, ale jest jeszcze druga (albo i trzecia) strona medalu. Produkcja, zatrudnienie, wykorzystanie mocy – to rzeczy bardzo ważne, ale czy najważniejsze? Wydaje mi się, że jest coś jeszcze bardziej istotnego. Chodzi mi mianowicie o wykorzystanie w przemyśle motoryzacyjnym naszego potencjału intelektualnego, czyli branie udziału w projektowaniu i rozwoju produktów. Czy taki potencja w ogóle mamy? Jestem przekonany, że tak. Przecież nasi projektanci pracują w Jaguarze, czy BMW. Choć większość chciałaby zapewne widzieć jako partnera Forda, Renault, czy volkswagena, to sądzę, że to w przypadku np. chińskich firm byłaby szansa na stworzenie jakiegoś centrum projektowego. Spójrzmy na Volvo. Chińscy właściciele pozostawili projektowanie w Europie.

Myślę, że to właśnie promowanie jakiejś formy udziału intelektualnego w „polskiej” motoryzacji powinno być priorytetowe. Ale, czy oprócz mnie ktoś jeszcze tak myśli?

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

SUV w wersji mini, czyli Mitsubishi ASX 4x4

SUV w wersji mini, czyli Mitsubishi ASX 4x4

Autorem artykułu jest Hubert Pieszak



Dotychczas każdy myślał o nim jak o spokojnym, niepozornym autku. Choć wygląda niepozornie, ASX ze 150 - konnym dieslem i napędem 4x4 potrafi sprawić dużą frajdę podczas jazdy.

mitsubishiasxcompact4x4front196086

Widząc ASX po raz pierwszy ma się wrażenie, że jest mały. Jednak w rzeczywistości jest on całkiem przestronnym samochodem. Nawet osoby w drugim rzędzie siedzeń nie będą narzekały na brak miejsca. Standardowe wyposażenie auta jest dość bogate. Dużym plusem auta są wygodne fotele i przejrzysta deska rozdzielcza. Rozmieszczenie przycisków jest logiczne, więc szybko je znajdziemy.

150 - konny silnik daje podczas jazdy mnóstwo radości. Choć przyspieszenie nie wciska w fotel, rozpędzamy się do 100 km/h w 10 s, co jest dobrym wynikiem w przypadku SUV-a. Spalanie nie przeraża (6,9 l/100 km w mieście, 5,0 l/100 km poza miastem). Taki wynik to zasługa systemu start-stop. Niestety nie jest on dopracowany, bowiem po wciśnięciu pedału sprzęgła trzeba chwilę odczekać na moment włączenia silnika. Sam silnik pracuje trochę głośno na wyższych szybkościach. Za to 6 - biegowa skrzynia działa bez zarzutu.

Napęd 4x4 nie czyni jeszcze z Mitsubishi ASX prawdziwego SUV-a. Jednak dzięku niemu bezpieczniej poczujemy się na śliskiej nawierzchni. Oprócz dołączanego napędu na tylne koła, możemy pokrętłem umieszczonym na tunelu środkowym wybrać funkcję Lock, która powoduje, że na tył przekazywane jest więcej momentu niż przy włączonym 4WD. Tłumienie wybojów przez napęd nadal jest skuteczne.

ASX 4x4 jest o 6 tys. zł droższy od swojego przednionapędowego odpowiednika i kosztuje 92 990 zł. To wysoka cena. Za Outlandera w wersji Invite zapłaccimy tylko o 4 tys. zł więcej. Należy więc ten zakup przemyśleć.

---

Hubert Pieszak

Blog:

http://worldofbeautywoman.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Za kratkami

Za kratkami

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Skończyło się (na razie) montowanie kratek w samochodach. Idea była sama z siebie koślawa, ale obecnie nie ma żadbej nowej. Musimy więc poczekać, co teraz "spłodzą" nasi rządzący. Poniżej podaję gotowe rozwiązanie problemu.

W naszym kraju często bywa tak, że jakieś rodzaje działalności gospodarczej są bardziej uprzywilejowane. Na przykład z jakiegoś powodu większość taksówkarzy jest na tzw. karcie podatkowej. Podobnie fryzjerzy. Tak się składa, że w swojej pracy spotykam się często z różnymi przedsiębiorcami. Biorąc pod uwagę zarobki fryzjerów uważam, że lżejsze traktowanie ich od strony podatków nie jest uzasadnione. Podobnie z ludźmi zajmującymi się budowlanką i wykończeniem wnętrz. To samo przekłada się też na kwestie motoryzacyjne. Teraz wprawdzie stosowanie kratek jest zawieszone i nasz rząd ma czas znaleźć lepsze rozwiązanie. W związku z poszukiwaniem tego „świętego grala” rozliczeń podatkowych zostaną zatrudnieni eksperci i w ogóle pójdzie na to kupę kasy. Otóż nie ma potrzeby, gotowe rozwiązanie podam poniżej.

Do tej pory było tak, że jeśli byłeś np. budowlańcem i kupiłeś sobie dostawczaka, to odliczyłeś pełen VAT. Jeśli natomiast byłeś, dajmy na to, doradcą finansowym, to nasza władza z jakiegoś powodu uznała, że jesteś przedsiębiorcą gorszej kategorii pozwoliła ci odliczyć maksymalnie 6 tysięcy VAT-u. Do niektórych głów w Warszawie nie chce dotrzeć, że jedni przedsiębiorcy potrzebują samochodów ciężarowych, natomiast dla innych pewną wartością mogłoby być pojechanie na spotkanie z zamożnym klientem elegancką limuzyną lub wielkim SUV-em.

Dlatego też pojawiło się w miastach mnóstwo pickupów, gdyż przedsiębiorca, który chciał mieć ładną terenówkę, mógł z tego typu samochodu odliczyć VAT. Do wielu innych samochodów dało się wstawić kratkę i uczynić z nich fikcyjne ciężarówki. I bardzo dobrze, tylko po co tworzyć takie iluzje, które poprzez swoją całkowitą głupotę powodują zmniejszanie się szacunku do prawa, które zaczyna być postrzegane jako głupie, niekompletne i niesprawiedliwe. Tak właśnie! Niesprawiedliwe! Nic ustawodawcy do tego (moim zdaniem), jakiego samochodu potrzebuje przedsiębiorca do wykonywania swojego zawodu. Ludzie są różni i ich zajęcia również. Jedni potrzebują do pracy wywrotki, innym najlepiej sprawdziłoby się Porsche 911.

Tak więc drogi Panie Ustawodawco, proszę, by traktować nas sprawiedliwie i pozwolić wszystkim przedsiębiorcom odliczyć VAT od samochodu firmowego.

Oto gotowe rozwiązanie, do zastosowania od razu. Nie trzeba wydawać tych milionów na specjalistów.

Można za nie naprawić kilka kilometrów dróg!

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Nissan GTR - Powrót Legendy

Nissan GTR - Powrót Legendy

Autorem artykułu jest Jerzy Siwakowski



Nissan GTR ustanowił nowe standardy jeśli chodzi o produkcje samochodów sportowych, nie tylko dlatego że jest fenomenalnie szybki, praktyczny i znakomicie sie prowadzi, ale przedewszystkim dlatego że pomimo wszystkich swoich zalet nie jest cenowo nieosiagalny. Kupno Ferrari, Porsche? Tylko po co?

Pochodzenie nowego GTRa wydaje sie troche niejasne. Nissan zwykł używać tego określenia w stosunku do modelu Skyline którego początki sięgają aż 1957 roku. Jest on jednak określany przez nissana jako niezależna produkcja gdyż produkcja Skylinea skończyła się na modelu R34. Przez fanów Nissana GTR jest jednak nadal kojarzony jako kontynuacja tej legendarnej serii.

Nissan GTR na torze

Pomijając jednak trudność określenia pochodzenia nie można jednak odmówić temu autu jego zalet.

Wielkim momentum tego auta był test na słynnym torze Nurburgring, podczas którego pokonał okrążenie toru w czasie krótszym niż Porsche 911 turbo, co było niewypowiedzianym celem konstruktorów Nissana.

Umożliwiło to wcześniejsze porzucenie Gentelmans Agreement, czyli niesłownego paktu japońskich konstruktorów samochodów do nie przekraczania mocy wyjściowej 280 koni mechanicznych.

Japonia potrzebowała własnego super samochodu który mógłby konkurować z europejską czołówką, markami takimi jak Porsche, Aston Martin, Jaguar a nawet Ferrari czy Lamborghini.

Po premierze GTRa za ciosem szły inne japonskie marki takie jak Toyota, która pod szyldem Lexusa wypuściła model LFA.

Osiągami przewyższał on auta z najwyzszej półki, lecz ceny były tak astronomiczne że mało kto mógł sobie na niego pozwolić.

W tym aspekcie GTR bije na głowę całą konkurencje. Jest to chyba najtańsze 300 km/h jakie można dostać na rynku samochodowym w tym momencie.

GTR osiaga moc plus minus 470 koni mechanicznych przenoszonych na cztery koła przez pół automatyczną dwu sprzęgłową skrzynie biegów, co w rzeczywistości przenosi sie na osiągi rzędu 3,5 sekundy od 0 do 100 km/h oraz prędkość maksymalna rzedu 315 km/h.

Pomimo osiągów super samochodu, oferuje on także zaskakujący poziom praktyczności. W samochodzie znajdują sie tony elektroniki oraz układów ułatwiających życie kierowcy.

Na koniec warto wspomnieć o magazynach takich jak Top Gear które określiły GTRa, jako samochód potrafiący osiągami zbliżyć kierowcę do boga bez zabijania go przy tym, co mówi samo za siebie.

Moim zdaniem GTR jest w stanie rozpocząć swoją własną legendę.

---

Jerzy Siwakowski

www.motobzik.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Światy motoryzacji

Światy motoryzacji

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Świat nie jest jednorodny. Ludzie w różnych krajach ubierają się inaczej, jedzą inne potrawy, słuchają innej muzyki. Podobnie jest z motoryzacją: co kraj - to obyczaj.

Świat motoryzacji nie jest jednolity. W jakimś stopniu różni się pomiędzy kontynentami (krajami) pokazując jak w zwierciadle cechy miejsc, w których dane samochody powstają. I tak włoskie samochody są piękne – włosi jak wiadomo słyną z dobrego gustu i zamiłowania do designu. Północna Europa wytwarza samochody świetne technologicznie, ale takie trochę mieszczańskie (czytaj lekko nudne). Japonia, to samochody bezawaryjne i co tu kryć – w większości bardzo nudne. Indyjska motoryzacja jest przede wszystkim tania (wiadomo). Rosjanom w którymś momencie zabrakło pieniędzy na rozwój produktów i to widać. Przyznać jednak trzeba, że to się powoli zmienia. Chiny robią dużo, tanio i póki co marnie, ale to się na pewno zmieni. Afrykańska motoryzacja w zasadzie nie istnieje. Ameryka południowa, to tanie wersje motoryzacji innych krajów, a Ameryka północna, to jak amerykański sen – dużo i z przytupem.

Każdy z tych światów ma swoich zwolenników. Niektórzy są nimi z konieczności, inni z wyboru.

Ja zastanawiam się nad ukłonem w stronę północnej ameryki. Wydaje mi się, że producenci inni, niż amerykańscy zatracili nieco radość projektowania (no może poza Włochami). Bo gzie powstają samochody tak przerysowane jak Ford Mustang, Dodge Charger, Dodge Challenger, Hummer? Nigdzie! Albo weżmy takiego Chryslera 300C. Toż to prawie Rolls-Royce. Owszem, zgadzam się się z tym, że „prawie” robi wielką różnicę. W tym przypadku wystarczy wsiąść do środka i dotknąć materiałów wykończeniowych. W zasadzie jest to bolączka wszystkich amerykańskich producentów. Wynika to zapewne z faktu, że luksus kojarzy się przeciętnemu amerykaninowi jedynie z wielkością. Wpływ mają na to też księgowi. Jednak, poza dniem zakupu, jak często dotykamy plastiku na desce? Żadko, prawie nigdy. Tak więc warto może zastanowić się nad czymś co jest tak radosne, jak nasz resorak z dzieciństwa? Ja uważam, że warto, bo też i ceny są atrakcyjne, a aby były jeszcze lepsze musimy poczekać na spadek wartości dolara.

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Olej silnikowy – jak się dzieli i co mówią o oleju oznaczenia?

Olej silnikowy – jak się dzieli i co mówią o oleju oznaczenia?

Autorem artykułu jest Marcin Basa



Opisuję tematykę olejów silnikowych przeznaczonych do silników diesla oraz benzynowych. Dowiecie się co mówią o oleju oznaczenia oraz dlaczego użytkowanie auta na krótkich trasach jest szkodliwe.

Oleje dzielimy na: Mineralne – np. 15W40; Półsyntetyczne – np. 10W40; Syntetyczne – np. 5W40, 0W40. Generalnie jeśli przed literą W jest liczba 15 lub 20 to jest to olej mineralny, jeśli jest liczba 10 to jest to olej półsyntetyczny, natomiast jeśli jest 5 lub 0 to jest to olej syntetyczny. Należy o tym pamiętać gdy musimy dolać oleju do silnika, nie można mieszać ze sobą np. oleju mineralnego i syntetycznego ponieważ w silniku zrobi się masło i dojdzie do zatkania kanałów olejowych. A jeśli kanały olejowe będą zatkane to nie będzie smarowania i dojdzie do zatarcia silnika.

Ze względu na przeznaczenie olej można podzielić na taki który jest przeznaczony do silnika benzynowego i taki który jest przeznaczony do silnika diesla. Obecna technologia pozwala jednak na produkcję oleju który jest przeznaczony zarówno do benzyny i diesla więc te podziały zanikają.

Dawniej oleje jeszcze były dzielone na zimowe i letnie, obecnie mamy już oleje wielosezonowe.

Rozszyfrujemy teraz oznaczenia które są na etykiecie np. 15W40. Otóż im niższa jest ta pierwsza liczba (przed literką W) tym olej jest lepszy tzn. ma lepsze właściwości w niskiej temperaturze. Czyli 10W 40 będzie miał lepsze właściwości w niskiej temperaturze niż 15 W40. Z kolei liczba za literką W oznacza właściwości oleju w wysokiej temperaturze i tutaj z kolei im liczba będzie wyższa tym olej będzie miał lepsze właściwości pracy w wysokiej temperaturze. Czyli 15 W40 będzie lepszy do silnika pracującego w wysokiej temperaturze niż 15 W30. Sama literka W oznacza zimę (z ang. Winter). Jeśli spotkamy się z olejem który miałby oznaczenie 10W to jest to olej wyłącznie zimowy i w okresie letnim silnik nie może na nim pracować. Jeśli za literką W jest cyfra to jest to olej wielosezonowy. Obecnie w sprzedaży mamy praktycznie tylko oleje wielosezonowe, Oleje sezonowe które były przeznaczone osobno na zimę i osobno na lato były stosowane dawno temu. Tak więc na tym prostym przykładzie wiemy już że im niższa jest pierwsza liczba i im wyższa jest ta druga (za literką W) tym olej jest lepszy. Jednak nie należy zapominać o tym że należy przestrzegać zaleceń producenta i nie zalewać silnika do którego jest zalecany olej mineralny (15 W40) olejem syntetycznym (5 W40) ponieważ zniszczymy silnik. Olejem mineralnym są zalane starsze konstrukcje które nie są przystosowane do pracy na oleju syntetycznym. Szczególnie dotyczy to uszczelnienia silnika gdyż olej mineralny jest gęstszy niż syntetyk więc dojdzie do rozszczelnienia silnika. Poza tym film olejowy nie będzie dobrze utrzymywany na gładzi cylindra i dojdzie do szybszego zużycia pierścieni tłokowych. To jeszcze nie wszystko, olej syntetyczny ma właściwości myjące silnika natomiast mineralny nie. W silniku który jest przez dłuższy czas zalany olejem mineralnym zbiera się czarny osad na tłokach i w górnej części cylindrów (tzw. nagar). Jeśli silnik będzie pracował cały czas na oleju mineralnym to nic się nie stanie – osad który tam jest będzie się utrzymywał. Natomiast jeśli taki silnik zostanie zalany olejem syntetycznym to ten osad zacznie pękać i wpadnie prosto na tłoki oraz do oleju. Jest to twardy osad więc w efekcie dojdzie to porysowania gładzi cylindrów a tym samym ich zniszczenia, uszkodzenia pierścieni tłokowych, tłoków panewek wału a więc silnik nadaję sie do kapitalnego remontu lub do wyrzucenia.

Inne oznaczenia które możecie znaleźć na etykiecie z olejem silnikowym to klasa lepkości np. API/ACEA SL/CF. API to normy europejskie, natomiast ACEA – amerykańskie. Zajmiemy się oznaczeniami europejskimi które są opisywane przykładowo API CD 15W40, SJ/CF 10W40 itd. Pierwszy przykład API CD 15W40 mówi nam że jest to olej mineralny (15W40) przeznaczony tylko do silnika diesla (litera ,,C'' oznacza że olej jest przeznaczony tylko do silnika o zapłonie samoczynnym - czyli do diesla i turbodiesla), natomiast litera ,,D'' to klasa jakościowa oleju. Im litera jest dalej w alfabecie tym olej jest lepszy, czyli np. CD będzie lepszy niż CC. Drugi przykład SJ/CF 10W40 mówi nam że jest to olej półsyntetyczny i jest przeznaczony zarówno do silnika diesla jak i do silnika benzynowego (litera ,,S'' oznacza że olej jest przeznaczony do silnika benzynowego). Natomiast następna litera po ,,S'' i ,,C'' to oczywiście klasa oleju.

Są dostępne również olej które są przeznaczone do silników które wykonują lekką lub ciężką pracę. Silnik w aucie osobowym oczywiście wykonuje lekką pracę w przeciwieństwie do silnika który jest zamontowany np. w aucie dostawczym, czy ciężarowym. Dlatego też możecie spotkać taki olej: Diesel 5W40, lub po prostu 5W40. Jeden i drugi to olej syntetyczny, i oba mogą być stosowane zarówno do silnika benzynowego jak i diesla, mimo że na jednym z nich jest napisane ,,Diesel'' (nawet na tym z napisem ,,Diesel'' znajdziecie z tyłu oznaczenie np. SM/CF mówiące o jego przeznaczeniu). Generalnie jednak silniki diesla lepiej jest zalać olejem z napisem ,,Diesel'' ponieważ jest to olej który lepiej znosi pracę silnika w trudnych i ciężkich warunkach.

Jeszcze inna sprawa to normy producenta na które trzeba zwracać uwagę. Przykład to normy VW 505.01; 506.01 i 507.00. Jeśli olej spełnia tą ostatnią normę to oczywiście spełnia też dwie poprzednie normy które są starsze. Silnik diesla Audi/VW w którym zastosowano pompowtryskiwacze musi być zalany olejem spełniającym określoną normę. A nie każdy olej syntetyczny spełnia te normy dlatego trzeba zwrócić na to uwagę. Na rynku jest dostępnych wiele rodzajów olejów syntetycznych które mają różne nazwy nadane przez producentów. Możecie się spotkać z produktami na których jest napisane: 5W40 Diesel które mimo tego że są produkowany przez tego samego producenta mają różne nazwy i są inaczej opakowane. I te oleje wbrew pozorom nie różnią się tylko nazwą. Dlatego że jeden z nich to olej specjalny i spełnia wyższe normy niż ten drugi. I w efekcie jeden z tych olejów może być przeznaczony do silników zasilanych przez pompowtryski a drugi nie mimo że pisze na nim 5W40 Diesel. Dlatego trzeba przeczytać uważnie jakie normy spełnia olej. Jeśli silnik który jest zasilany przez pompowtryskiwacze zostanie zalany niewłaściwym olejem do dojdzie do ich uszkodzenia i sporych wydatków na naprawę.

Co do samochodów z silnikami benzynowymi to można spotkać na rynku oleje które są przeznaczone do samochodów zasilanych gazem LPG. Jeśli macie auto zasilane gazem to możecie kupić takie olej ale nie musicie. Możecie spokojnie jeździć na dotychczasowym oleju i też będzie dobrze.

Jeśli jeździcie samochodem z silnikiem benzynowym (wszystko jedno czy zasilanym gazem czy nie) na krótkich trasach gdzie nie zdąży wam się rozgrzać silnik to musicie częściej zmieniać olej. Dzieje się tak dlatego że w takim silniku osadza się wilgoć - czyli woda, która następnie miesza się z olejem i znacznie pogarsza jego właściwości (w dieslu ten problem nie występuje). Na dłuższych trasach gdzie silnik się nagrzewa woda odparowuje i nic złego się nie dzieje. Jeśli jeździcie co dzień do pracy na niewielkim odcinku (np. 5 – 10 km) i przejedziecie w ten sposób 5 tys. km a następnie wybierzecie się w daleką podróż po Europie to nawet jeśli macie nowy samochód z przebiegiem 5 tys. km lepiej zmieńcie olej. Jeśli tego nie zrobicie i przejedziecie następne 5 tys. km na dalekiej trasie to po przebiegu 10 000 km silnik będzie się nadawał do remontu!

W przypadku nowych samochodów z silnikiem diesla wyposażonych w filtr cząstek stałych również szkodliwe jest użytkowanie samochodu na krótkich trasach. Może w ten sposób dojść do przedwczesnego zużycie tego filtra dlatego który nie jest tani. I tutaj również przyczyną jest temperatura, a dokładniej mówiąc niedogrzanie filtra. Podczas pracy w takim filtrze osadzają się cząstki stałe – czyli sadza. Gdy jeździmy na dłuższej trasie takim autem to filtr zdąży się nagrzać a sadza która tam się osiądzie zdąży się wypalić. Jeśli takim autem jeździmy na krótkich trasach to sadza będzie się osadzać, ale z powodu niedogrzania te cząstki nie ulegną spaleniu. Więc dochodzi do sytuacji w której sadzy jest coraz więcej i w końcu filtr się zapycha i awaria gotowa. Czasami pomaga czyszczenie ale nie w każdym przypadku. Jeśli macie nowe auto z silnikiem diesla wyposażone w taki filtr i jeździcie na krótkich trasach to od czasu do czasu musicie pojechać gdzieś dalej aby filtr wypalił sadze i zdążył się sam oczyścić.

---

Marcin Basa

Zapraszam na:

http://mojeaudia419tdi.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Coraz bardziej popularne wypożyczalnie samochodów

Coraz bardziej popularne wypożyczalnie samochodów

Autorem artykułu jest Adam Kowalski



Dzisiejszy świat posiada wiele możliwości transportu na każde odległości. Samochody mają największe znaczenie w transporcie lokalnym, a na większe odległości popularniejsze są pociągi czy też samoloty. Aby jednak później na miejscu poruszać się swobodnie potrzebne są formy zajmujące się wynajmem samochodów.

Dzięki właśnie tym firmom zlokalizowanym w kluczowych punktach takich jak dworce kolejowe dużych miast czy też lotniska możliwe jest niezależne poruszanie się wypożyczonym autem z dala od swojego domu, garażu i samochodu. Wynajem aut nie jest usługą tanią lecz mimo to cieszy się bardzo dużym powodzeniem ponieważ przedsiębiorcy przyjeżdżający na spotkania biznesowe lubią się pokazać w ładnym samochodzie, a tylko takie udostępniają wypożyczalnie samochodów.

Czy tylko w takich sytuacjach firmy oferujące wynajem samochodów mają klientów? Nie – w największych ilościach piękne samochody wypożyczane są w soboty jako transport dla Pary Młodej – dlatego też każda wypożyczalnie samochodów musi w swojej ofercie posiadać poza ładnymi autami również coś szczególnego, wyjątkowego co sprawi, że każdy kto minie ten samochód będzie wiedział, że to właśnie w nim jedzie Para Młoda i to nie tylko dzięki obfitemu przystrojeniu. Na takie wynajmowanie samochodów jest najwięcej chętnych i zarobek też jest na tym największy dlatego firmy nie szczędzą pieniędzy na takie inwestycje.

Kiedy jeszcze samochody są wypożyczane? Kiedy czyjś prywatny samochód zawiedzie i musi się udać do warsztatu mechanicznego do naprawy na jakiś czas. Mimo tego, że coraz więcej porządnych warsztatów oferuje samochody zastępcze to przeważnie są to auta stare i niezbyt wygodne – dlatego ludzie przyzwyczajeni do komfortowej podróży samochodowej udadzą się do wypożyczalni po samochód, który bez zarzutu spełni wszystkie ich oczekiwania, aż do czasu naprawy swojego samochodu.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Fiat 500 Twinair

Fiat 500 Twinair

Autorem artykułu jest Hubert Pieszak



Marka Fiat powraca do silników dwucylindrowych, znanych między innymi z popularnego niegdyś "Malucha". Czy to było dobre posunięcie? Może nie powinni wracać do przeszłości?

Fiat-500-TwinAir-3

Grupa kierowców, którzy wciąż tęsknią za Fiatami 126p i ich dwucylindrowymi jednostkami napewno ucieszy wiadomość, że włoski producent wpuści na rynek mnóstwo oszczędnych "dwucylindrówek" TwinAir o mocy od 65 KM do 105 KM.

Przyczyną wprowadzenia takich silników jest troska o środowisko, tak przynajmniej mówi producent. Motor o pojemności 900 cm3 to nowa konstrukcja z najnowocześniejszymi rozwiązaniami Fiata wyposażona w turbosprężarkę. Jest to jednocześnie najbardziej ekologiczne auto wsród obecnych silników benzynowych. Emituje 92 g dwutlenku węgla na kilometr. Auto jest też wyposażone w system Start&Stop, co według zapewnień producenta pozwala w mieście zmniejszyć spalanie o 12 %. Dzięki przyciskowi "Eco", możemy zredukować dostępny maksymalny moment obrotowy ze 145 Nm do 100 Nm, osiągany przy 2000 obr./min. Moc się przy tym nie zmienia.

Parametry eksploatacyjne momentu obrotowego i mocy można śmiało porównać z 4-cylindrowym silnikiem 1.4 16V. TwinAir zużywa jednak o 30 % mniej paliwa. Z przekładnią Dualogic Spalanie zmniejsza się o 0,1 l/100 km.

Auto szybko przyspiesza, nie jest przy tym głośniejsze od jednostek czterocylindrowych. Dźwięk silnika podczas jazdy nie jest irytujący, choć trzeba przyznań, że jest ciekawy. Stara koncepcja silników i nowy image Fiata 500 razem mają swoisty urok.

Fiat 500 TwinAir trafił do sprzedaży we wrześniu 2010 roku. Dostępne będą również wersje CNG, a w przyszłości także wersja hybrydowa.

---

Hubert Pieszak

Blog:

http://worldofbeautywoman.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Avensis i Accord

Avensis i Accord

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Przedstawiam subiektywny test porównawczy 2 samochodów z podobnej półki i wpodobnej cenie. Jak bardzo się różnią? Nie bardzo, ale jak to zwykle w życiu bywa: diabeł tkwi w szczegółach.

Jakiś rok temu miałem okazję pojeździć nową Toyotą Avensis. Jakoś w tym czasie nie było okazji nic o niej napisać. A może po prostu zapomniałem o tym samochodzie?

Uważam, że każda Toyota charakteryzuje się dwoma cechami. Po pierwsze jest dosyć niezawodna, a po drugie nudna. Bardzo nudna... Pewnie dlatego o niej zapomniałem. Obawiam się wręcz, że gdybym kupił ten samochód i postawił go u siebie na podjeździe, to następnego dnia poszedłbym do pracy na piechotę, bo po prostu umknęło by mi, że mam samochód.

Ale kilka słów o samym samochodzie. Był to egzemplarz napędzany silnikiem benzynowym o mocy niespełna 150 KM. Za mało. To znaczy do sprawnego przemieszczania się wystarczy, ale do niczego więcej.

Linia? Jak na Toyotę całkiem w porządku. „Mój” egzemplarz miał tzw. „pakiet chrom”, czyli chromowane obwódki wokół szyb i bardzo ładne czarno – srebrne felgi 17”. Wyglądał bardzo sympatycznie. Podobała mi się też opadająca linia dachu i malutkie ostatnie okienko (to było kombi). W środku też jest nieźle. Jak dla mnie to skrzyżowanie stylistyki Mercedesa i Renault. Nie widziałem tam wprawdzie żadnej rzeczy nawiązującej bezpośrednio do tych marek, ale takie właśnie odniosłem wrażenie. Jeździło się też całkiem nieźle. Pewnie 17” felgi miały na to wpływ. Moc była nieco za mała, ale na pewno znośna.

Skoro więc wszystko było „OK.”, to czemu się czepiam? Bo chodzi też o to, jak człowiek się w danym samochodzie czuje. Chodzi o czysto subiektywne wrażenia. Doznania z przejażdżki Avensisem były następujące: miałem wrażenie, że urosły mi wąsy i kapelusz. I nie chodzi bynajmniej o jakąś stylową panamę, tylko o zwykły polski kapelusz z lat 80-tych.

Właściciel tegoż pojazdu miał kilka miesięcy temu pewną przygodę z łosiem. Jemu samemu na szczęście nic się nie stało (właścicielowi, bo łoś poległ, czyli dostał za łażenie po szosie), natomiast Toyota poszła do kasacji. Niech jej ziemia lekką będzie... Człowiek musiał nabyć kolejny pojazd i tym razem kupił Hondę Accord.

Ten samochód ma również silnik benzynowy o mocy 150 KM, co oczywiście również jest za mało.

No cóż, muszę przyznać, że ten samochód jest dużo ładniejszy. Ni to elegancki, ni to sportowy. Może to tak zwana „sportowa elegancja”? Pod maską są dwie niespodzianki. Pierwsza z nich to belka usztywniająca kielichy amortyzatorów (bardzo dobrze), a drugą jest to, że silnika nie przykryto tak modnym dziś plastikiem. Tak więc, po podniesieniu maski mogłem powiedzieć: O! Silnik! Spodobało mi się to. I jeszcze te śliczne, chromowane klamki... Cudeńko.

W środku też jest bardzo dobrze. Deska jest „obfita” i w ogóle taka „po mojemu”. Drążek zmiany biegów wydaje się bardzo mały, ale idealnie trafia w rękę, nawet, gdy ma się ją na podłokietniku. Bardzo fajna jest kierownica – bo nieduża. Rewelacyjne są też fotele. Twarde i z dobrym trzymaniem bocznym.

Jazda jest przyjemna i nie za miękka. Mocy trochę za mało, ale wersja z dwustu konnym silnikiem chyba by mnie zadowoliła całkowicie.

Jeśli już miałbym się do czegoś czepiać, to zwróciłbym uwagę na to, że obwódki zegarów to pomalowany na szaro (srebrno?) plastik. Za te pieniądze obwódki (sztuk 3) powinny być chromowane i błyszczące. Ale przyznaję, że to jedyna rzecz, która mi się nie podobała.

No i jeszcze to „subiektywne odczucie”. Różnica jest taka, że jeżdżąc Accordem można czuć się jak całkiem miły gość z nieposkromionym apetytem na życie. Jeżdżąc Avensisem będziecie się czuli raczej jak skłócony ze wszystkimi prowincjonalny działacz PiS. Co wybieracie?

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 14 lipca 2011

Rodzaje doładowania silników. TURBO

Rodzaje doładowania silników. TURBO

Autorem artykułu jest Goguch



Turbo to wydajność, doładowanie jest znacznie lepszym rozwiązaniem niż duża pojemność silnika.
Daje potężny zastrzyk mocy niekonieniecznie zwiększając zużycie paliwa.

Co to jest turbodoładowanie ?Doładowanie silnika przy wykorzystaniu jego własnych gazów wydechowych. Spaliny opuszczające cylindry mają ogromną energię i poruszają się z szybkością bliską prędkości dźwięku. W wolnossącym silniku energia ta jest wytracana, natomiast w turbodoładowanym wykorzystuje się ją do napędzania wirnika turbosprężarki. Ogromną zaletą jest fakt, że korzysta się z energii odzyskanej ze spalin, a więc dostępnej niejako za darmo.To podnosi ogólną sprawność silnika. Turbosprężarka jest urządzeniem inteligentnym przy tych samych obrotach jeżeli lekko wciskamy pedał gazu, kręci się znacznie wolniej niż gdybyśmy wciskali pedał gazu do oporu. To powoduje, że wydatek urządzenia w pewnym zakresie samoczynnie dopasowuje się do zapotrzebowania. Turbosprężarki mogą występować w różnych konfiguracjach i mieć różne systemy sterowania. Sterowanie potrzebne jest po to, aby nie dopuścić do przekroczenia maksymalnego ciśnienia doładowania. Żadne turbo nie pracuje bowiem w silniku na 100% swoich możliwości.

CIEKAWE SYSTEMY DOŁADOWANIA.

Turbo typu -twin scroll. Tu spaliny ze wszystkich cylindrów łączą się dopiero na samym wirniku turbiny.Takie impulsowe doładowanie poprawia moc o ok. 5% i stosowane jest głównie w sportowych silnikach 4-cylindrowych.

Bi-turbo . To doładowanie silnika za pomoc dwóch mniejszych turbosprężarek zamiast jednej większej. Mniejsze turbiny mają szybszą reakcję na pedał gazu. Stosowane jest np: w silnikach widlastych (po jednym turbo na rząd cylindrów).

Turbo sekwencyjne. Tu są dwie turbosprężarki: mała i duża. Mniejsza doskonale radzi sobie przy niskich obrotach silnika, natomiast przy wyższych ciśnienie zaczyna wytwarzać duża, która umożliwia uzyskanie wysokiej mocy maksymalnej.

Ciekawym doładowaniem silnika jest połączenie Turbo + Kompresor to wyrafinowany sposób doładowania sekwencyjnego. Kompresor mechaniczny ma doskonałą reakcję przy niskich obrotach, a turbosprężarka jest bardziej wydajna przy wysokich obrotach.

---

http://tomas-samochody.blogspot.com

GOGUCH


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Nuda a motoryzacja 2

Nuda a motoryzacja 2

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Dalszy ciąg o subiektywnym rozumieniu nudy w motoryzacji. Pewnie jeszcze nie raz wrócę do tego tematu, bo niektóre rzeczy naprawdę mi się nie podobają. Moje prawo...

Nie powiedziałem tego wyraźnie poprzednio, więc powiem to teraz. Nie oceniam ludzi po tym, czym jeżdżą, a to co napisałem opiera się na obserwacjach z ulicy i spod marketów. Jest tylko moim zdaniem i cieszę się że macie inne, bo na tym właśnie polega dyskusja, że jej strony mają różne zdania.

A więc po kolei. Jestem zachwycony tym, co piszą Panie. Widzę, że to chyba one w dzisiejszych czasach jeżdżą czymś oryginalnym. To one mażą o Mustangach i podobają im się wielkie SUV-y. Brawo drogie Panie! Od dawna uważam, że to kobiety poprowadzą w przyszłości ten świat. Swoją drogą Kobiety w wielkich i mocnych samochodach wyglądają wspaniale! Skupię się w najbliższym czasie na obserwacji „kobiecej” motoryzacji i niebawem coś o tym napiszę. I czuję, że to będą spostrzeżenia miłe.

Ktoś zapytał o Renault Thalia. Biję się w pierś, że nie wspomniałem o tym „czymś”. Rzeczywiście nie można zapominać o tego typu kuriozach motoryzacyjnych. Ten typ konstrukcji zapoczątkował (chyba) Fiat modelem Siena. Inni producenci uznali, że tego właśnie pragnie smutny mężczyzna po 40-tce z Europy wschodniej i poszli tym tropem. Zwracam jednak uwagę, że rzadko tymi wynalazkami jeżdżą kobiety. Prawdopodobnie ich poczucie estetyki nie pozwala im na wsiadanie do tych produktów. I bardzo dobrze. Jest jeszcze jednak ratunek dla prawdziwej motoryzacji.

To fajnie, że kobiety pragną Toyoty RAV4, Qasquaiami itp. My, mężczyźni mówimy, że to „damskie” samochody. Ale tak mówią głównie posiadacze Thalii i innych tego typu. Panie, na szczęście, nie biorą tego do głowy.

Mam świadomość tego, że większość ludzi kupuje dany samochód dlatego, że cena jest atrakcyjna. Ale spójrzmy prawdzie w oczy: w każdej grupie cenowej są autka fajne i nudne. Dlatego pozwalam sobie (i pozwolę sobie jeszcze na pewno w przyszłości) gderać na Lexusy. Ten samochód jest i będzie dla mnie symbolem nudy. Jest zaawansowany technologicznie i nawet ładny, ale ja znam tą markę i uważam, że jest nudna jak flaki z olejem. Te samochody mają tylko jedną fajną rzecz: zestaw audio Marka Lewinsona. Za dopłatą oczywiście, ale trzeba oddać firmie, że nawet standardowe audio jest świetne. Reszta, to nuda… Tu chyba perfekcja technologiczna zabiła to „coś”.

Lexus Lexusem, ale czemu ktoś kupuje samochody typu Thalia? Pierwsza grupa ludzi, to tacy, których motoryzacja nie interesuje, a to jest nowe i niedrogie. Druga grupa, to tacy, którzy uznali, że kluczową cechą samochodu jest pojemność bagażnika i dodatkowo kochają sedany. Trzecia grupa, to tacy, dla których samochód to tylko narzędzie. I mam wrażenie, że to te grupy ludzi poczuły się urażone moją poprzednią wypowiedzią. A! I jeszcze właściciele Lexusów…

Tak naprawdę szanuję te postawy. Dla większości jednak ludzi samochód to coś więcej. I wcale nie mam tu na myśli szpanowania, tylko własne dobre samopoczucie.

Zgadzam się z tym, że mini van zapewnia pakowność. Można zabrać pół przedszkola, kilka rowerków i jeszcze psa. Tylko, że funkcjonalność, to akurat ta cecha, która ma mało wspólnego z czystą frajdą. Dlatego właśnie uwielbiam kobiety w SUV-ach. Zauważyły one, że funkcjonalność nie musi być nudna. Tak trzymać!

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Nuda a motoryzacja

Nuda a motoryzacja

Autorem artykułu jest Radosław Małecki



Subiektywne spojrzenie na pewne kwestie w motoryzacji. Jest to moja własna opinia, ale dobrze jest mieć swoje zdanie! Nawet gdy jest błędne... No, oczywiście pod warunkiem, że człowiek pozwoli się z błędu wyprowadzić :)

Podobno zwierzęta upodabniają się z czasem do swoich właścicieli. I z wzajemnością. Podobno. Myślę, że podobnie jest z samochodami. Oczywiście, samochód nie może upodobnić się do swojego właściciela (pomijając tuningowanie go pod tym kątem oczywiście), ale sam fakt jeżdżenia danym modelem może mówić o tym, jakim człowiekiem jest jego właściciel.

Gdy widzimy kogoś w Toyocie, to z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy stwierdzić, że gość ów jest nudziarzem. Podobnie jest z Lexusem. To samochód wprawdzie zaawansowany technologicznie, ale jazda nim już po kilku minutach staje się nudą i musimy walczyć, by nie zasnąć, nim dotrzemy do pracy. Corolla była dla mnie zawsze symbolem nudy i braku jakiejkolwiek indywidualności. Pewnie dlatego właśnie samochody te jeździły we flotach. Właściciele flot chcieli zapewne przy ich pomocy zrobić z przedstawicieli handlowych bezmyślną masę. Wiem, wiem… Toyoty są niezawodne. Ale jednak nudne. Wydaje się jednak, że ludzie pracujący w tym koncernie zauważyli ten mankament i wprowadzają zmiany. Toyota Land Cruser V8 wygląda przepięknie. Inżynierowi poszli tu grubo ze wszystkim. Nawet wielkość tego samochodu nie jest kompromisem. Wóz ten wielkością przypomina mały dom z ogrodem, a wymiary atrapy chłodnicy wzorowano na wymiarach kortu tenisowego. I bardzo dobrze! Kryzys kryzysem, ale niektórzy (w tym niżej podpisany) nie potrafią nie zachwycić się tym ogromem. Potem koncern wypuścił konkurencję dla Smarta – IQ. Tu niestety przesadzili z ceną. Nie zmienia to jednak faktu, że samochód jest niebanalny. Ostatnio nawet supernudziarz, czyli Avensis zyskał nowy wygląd, który (przyznaję uczciwie) przekonuje.

Jak widać, każdy producent może odnaleźć własną drogę do indywidualności. W tym miejscu zwracam uwagę Hondzie, że model City wspaniale by się prezentował po całkowitej utylizacji. Bo w całości wygląda jak garbata kupa na małych kołach. I tu powracam do początku tej wypowiedzi. Zwróćcie uwagę na to, w co ubierają się osobnicy będący właścicielami tego modelu. Są to z reguły indywidua z wąsem, nadwagą i odziane w coś, co przypomina odzież dostarczaną importem indywidualnym do naszego kraju w latach 80-tych. Głównie z Turcji. Ja przynajmniej takich widuję.

I w ten oto płynny sposób przechodzę do aut zwanych minivanami. Ja wiem, że niektórzy mają dużą rodzinę, że funkcjonalność itd. Często jednak poruszają się tymi stworzeniami ludzie posiadający mniej niż troje dzieci i trzy psy. Dlaczego? Otóż mam chyba odpowiedź na to pytanie. Jest to zakamuflowany sposób pokazania żonie, że mężczyzna jest wierny. Bo, jak wiemy, kobiety lecą na facetów ciekawych, pewnych siebie i z tak zwanymi „jajami”. Natomiast ktoś, kto nabywa minivana pokazuje światu, że jest nudziarzem. Co więcej wysyła wyraźny sygnał: ”nic ciekawego mnie już w życiu nie czeka”. Taki ktoś nie myśli o pojechaniu nieco szybciej na zakręcie. A nawet gdyby chciał, to nie pojedzie. Owszem, kosiarkę da się na działkę przewieźć. Czyli funkcjonalność w standardzie. To już jednak koniec zalet.

Nie martwcie się jednak drodzy posiadacze vanów. Już nie musicie się martwić, że żadna kobieta na was nie spojrzy. Na pomoc przyszły wam firmy Renault i Nissan wypuszczając wozidełka o nazwach Modus i Note. W porównaniu z kierowcami tego czegoś, będziecie wyglądać jak James Bond!

James Bond z kosiarką w bagażniku…

Ale…., jaki Aston, taki James…

Czytaj też moje artykuły na:http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz http://www.radekmalecki.blogspot.com/

---

zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Zawieszenie Audi A4/A6/Passat - trwałe czy nie trwałe?

Zawieszenie Audi A4/A6/Passat - trwałe czy nie trwałe?

Autorem artykułu jest Marcin Basa



Różne są opinie na temat zawieszenia A4 B5/B6, A6 C5, Passata B5. Szczególnie wszystkich interesuje trwałość tej konstrukcji. Posiadam Audi A4 B5 oraz Passata B5 (oba wyprodukowane w 2001 r.) i mogę powiedzieć że to dobra i wytrzymała konstrukcja, pod warunkiem że kupujemy dobre części a nie najtańsze zamienniki.

W momencie zakupu używanego Passata (2008 r.) nieco obawiałem się czy to zawieszenie jest trwałe czy też nie, (przeczytałem sporo opinii na ten temat, jednak większość była pozytywna) ale postanowiłem zaryzykować i nie żałuję ponieważ okazało się naprawdę trwałe. Rok później zakupiłem A4 B5 i tego zakupu już się nie obawiałem. Oba auta kupiłem osobiście we Francji.

Zawieszenie przednie A4 B5 to konstrukcja wielowahaczowa. Z obu stron znajdują się po cztery wahacze aluminiowe (dwa u góry i dwa na dole). W sumie po obu stronach mamy 8 wahaczy.

Auto dzięki takiemu rozwiązaniu ma świetne właściwości jezdne ale naprawy takiego zawieszenia wiążą się z wyższymi wydatkami niż np. w Vw Golfie, gdzie jest prostsza konstrukcja oparta na kolumnach Mc Person. W związku z tym jest tam mniej części które mogą się popsuć, poza tym wahacze maja wymienne końcówki, a w Audi czy Passacie trzeba wymieniać całe wahacze. Teraz jednak mamy dostępne dobre zamienniki które nie rujnują budżetu.

Autem przejechałem około 50 000 km i do tej pory wymieniłem w ubiegłym roku 2 wahacze górne (czyli po przejechaniu 35 000 km a ile wcześniej przejechał poprzedni właściciel nie wiem), i tydzień temu też dwa górne ale po drugiej stronie, oraz końcówki drążków kierowniczych. Dolne wahacze są ok. Uważam że jak na polskie drogi 50 000 km to bardzo dobry wynik. Opinie na ten temat są różne, jedni piszą że się psuje, inni że nie, jednak sam wiem że jeśli zastosuje się dobre części a nie te najtańsze, poza tym jeśli felgi są proste i koła dobrze wyważone to na pewno długo i bezproblemowo pojeździcie. Jeśli koła będą krzywe lub źle wyważone to bardzo szybko zużyją się amortyzatory. Dobre rozwiązanie to alufelgi. Nie wszyscy wiedzą ale alufelgi przyczyniają się to mniejszego zużycia zawieszenia niż stalowe dlatego że są od nich lżejsze.

Dolne wahacze trzymają się nieco dłużej i jeszcze ich nie zmieniałem od zakupu samochodu (czyli od 2009 r.). W Passacie były zmieniane wahacze dolne, ale po przejechaniu 60 000 km. Zawieszenie tylne w modelu bez napędu quattro to belka skrętna która jest praktycznie nie do zdarcia. Od momentu zakupu nie było wymieniane nic w tylnym zawieszeniu i nic złego tam się nie dzieje. W modelu z napędem quattro z tyłu znajduje się co prawda konstrukcja wielowahaczowa ale też jest bardzo trwała. Mój brat ma takie auto z napędem quattro i też nie narzeka, przejechał nim około 50 000 km i teraz po trzech latach pojawiły się pierwsze stuki z tyłu, ale naprawa tylnego zawieszenia w tym modelu nie wiąże się z dużymi wydatkami. Amortyzatorów jeszcze nie wymieniałem w żadnym z tych samochodów, a po badaniach technicznych ( kwiecień 2011 r.) okazało się że są dobre.

Wystrzegać należy się wahaczy regenerowanych i używanych. Trudno w to uwierzyć ale są dostępne wahacze regenerowane. Tych wahaczy się nie regeneruje! Jest to konstrukcja aluminiowa i regeneracja takiego wahacza wiąże się na zwyczajnym zaklepaniu młotkiem które likwiduje luzy. Taki wahacz nie tylko nie wytrzyma długo ale może pęknąć w każdej chwili co stwarza duże niebezpieczeństwo wypadku.

---

Marcin Basa

Zapraszam na mój blog gdzie dowiecie się więcej o Audi:

http://mojeaudia419tdi.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Porsche Panamera S - limuzyna w 100 %

Porsche Panamera S - limuzyna w 100 %

Autorem artykułu jest Hubert Pieszak



Marka Porsche wkracza dzielnie do klasy samochodów luksusowych. Choć słynie z produkcji samochodów sportowych, Porsche świetnie poradziło sobie w nowym segmencie. Za kierownicą Porsche Panamera S każdy poczuje się wyjątkowo.

Patrząc na ten samochód nasuwa się wiele pytań. Czy jest to auto sportowe? Napewno nie, gdyż owe Porsche waży 1,8 t i ma prawie 5 m długości. Nie może to być coupe, gdyż nawet wysoki pasażer może wygodnie rozsiąść się w elektrycznie sterowanych fotelach. Więc może sedan? Ale nie ma sedana, w którym siedzi się niemal na podłodze i który ma bagażnik o zmiennej pojemności.

Porsche jest znane z produkcji sportowych modeli. Segment luksusowych samochodów jest dla tej marki zupełną nowością. Jednak Porsche wkracza do tego segmentu bez żadnych kompleksów. I jest to dostrzegalne w cenie samochodu, która jest wysoka, nawet jak na warunki klasy premium. Wersja podstawowa kosztuje 111 tys. euro, a po uwzględnieniu dodatkowego wyposażenia (m.in. pakietu Chrono Plus, dwusprzęgłowej skrzyni biegów, adaptacyjnego zawieszenia), cena wzrasta do 120 tys. euro. Zaskakujące jest to, że w Polsce musimy za taką wersję zapłacić o 16 tys. euro więcej niż na rynku niemieckim.

Jeśli już usiądziemy za kierownicą, będziemy wiedzieli za co zapłaciliśmy. Siedzi się dość nisko na profilowanych siedzeniach. Wysoki tunel środkowy i pozycja kierowcy są charakterystyczne dla sportowych samochodów. Z jednej strony jest to więc typowe Porsche. Jednak wnętrze jest szlachetne i bardzo luksusowe, kojarzące się z 5-gwiazdkowym hotelem. Mimo, że na środkowej konsoli jest mnóstwo przełączników, ułożone są one logicznie, więc ich obsługa jest prosta.

Silnik uruchamia się za pomocą przycisku z lewej strony kierownicy. Dźwięk silnika jest miły dla ucha. Przyspiesza subtelnie, płynnie zmieniając przełożenia. Jest fantastycznie wyciszony. W momencie zatrzymania auta, Panamera wyposażona w system start-stop automatycznie się wyłącza. Na autostradzie potrafi pokazać pazur. Przy 400 KM bez problemu rozpędzamy się do 270 km/h. Komfort jazdy jest niesamowity, bez względu na to, który tryb pracy aktywnego zawieszenia został wybrany. Tym samochodem po prostu trzeba się przejechać, żeby to poczuć.

---

Hubert Pieszak

Blog:

http://worldofbeautywoman.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak zabierać się za wynajem limuzyn?

Jak zabierać się za wynajem limuzyn?

Autorem artykułu jest Ulryk Wilk



Zacząć trzeba od zdecydowania, jakie auta będą najlepsze do osiągnięcia celu. A potem wynajem limuzyn stoi otworem. A więc interesuje was wynajem limuzyn? Warszawa, okolice, w najgorszym razie może Pruszków, Grójec albo Rawa Mazowiecka.

Wszystko jasne, potrzebujecie porady. Czegoś, czego będziecie mogli trzymać się w sytuacji, w której na każdym kroku czai się podpucha, wpadka, wtopa. Dobrze robicie, że pytacie kogoś, kto wydaje się wiedzieć. I kogoś, kto chciałby się swoją wiedzą podzielić. Skąd macie pewność, że rady są dobre, spytacie? A skąd macie pewność, że bez nich poradzicie sobie lepiej?

Chcielibyście od razu ruszyć oglądać limuzyny, to oczywiste. Ale uzbrójcie się w cierpliwość, w tej branży nie można działać pochopnie. Wynajem limuzyn wymaga odpowiedniego podejścia. Bo Warszawa i inne miasta to miejsca, w których łatwo wdepnąć w kałużę. I nieźle umoczyć. Wiecie, co mam na myśli, prawda? No właśnie.

Teraz uważajcie! Zanim zaczniecie oglądać auta, zastanówcie się, jaki wóz w ogóle was interesuje. Czy ma to być limuzyna, długa na kilkanaście metrów, z wielką dziurą w dachu i barkiem na pokładzie, którą niektórzy jeżdżą do ślubu, czy raczej klasyczny samochód w stylu Forda Mustanga, którym spragnieni wrażeń wożą się w weekend? Chcecie przywieźć z lotniska bardzo ważną szychę czy zrobić wrażenie na zagranicznym kontrahencie? Hę? Myślcie, myślcie, to nie boli, a może wam pomóc. Nie wypada po prezesa jechać limuzyną ani autem z lat sześćdziesiątych. Lepiej wziąć mercedesa czy lexusa. Jeśli to ktoś naprawdę ważny, prawdziwy arystokrata krwi lub pieniądza, wybierzcie coś z najwyższej półki. Co? Jak to co? Bentleya albo Rolls Royca, a nawet Jaguara. W każdym razie, żeby było brytyjskie.

Wiecie już, o co mi chodzi? Tak? To powtórzcie – chodzi o dopasowanie auta do okazji, do ludzi, do okoliczności. Jeśli tego nie rozumiecie, nie uda się wam osiągnąć zaplanowanych celów. Ale, wydaje się, że to jasne. Wyglądacie mi na inteligentnych.

Jeśli tak jest, w co nie wątpię, to zrozumiecie też kolejne etapy. Jakie? Spokojnie, zaraz do nich dojdziemy. Siedzicie wygodnie? Dobrze. Chodzi o wybór firmy, która oferuje wynajem limuzyn. Warszawa jest pod tym względem bardzo bogata. Zgadzacie się? Właśnie. Ale czy wszystkie są w stanie zapewnić odpowiedni standard? Sprawdźcie, co oferują. Może tylko szofera, nawet bez liberii? A może dodają do oferty świeże gazety, kwiaty albo szampana? Wszystko się liczy, więc zwróćcie na wszystko uwagę. Nie bierzcie tego, co mówię za słowa starego, bezużytecznego człowieka. Mógłbym powiedzieć, że niejedną limuzynę w życiu widziałem. A czy widziałem? Zadajecie za dużo pytań. Zresztą, to pewnie oczywiste.

Sprawdzajcie, od kogo wynajmujecie auta i na jakich zasadach. Czy płacicie za godzinę czy za cały dzień. I jakie stawki ma kierowca kiedy wyjeżdża poza Warszawę. Wynajem limuzyn to świetna sprawa, ale lepiej zabezpieczyć się z każdej strony. Bo inaczej – sami wiecie. Nie muszę chyba mówić wam oczywistości.

---

czasem piszę...


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Co trzeba wiedzieć o oponach

Co trzeba wiedzieć o oponach

Autorem artykułu jest Patrycja Szambowska



Każdy odpowiedzialny kierowca powinien dołożyć starań, aby jego samochód był sprawny technicznie a styl jazdy nie powodował wzrostu ryzyka na drodze. W obu tych kwestiach przydatne są dobre opony – jak wybrać te, które zapewnią dobre osiągi a przy tym wysoki poziom bezpieczeństwa?

AutoPodział opon

Opony można umownie podzielić na 3 podstawowe typy – letnie, zimowe i całoroczne (wielosezonowe). W zależności od potrzeb klimatycznych i indywidualnych kierowcy, należy dobrać właściwe ogumienie.

Opony letnie

W naszym umiarkowanym klimacie z różniącymi się porami roku, opony letnie są jak najbardziej przydatne. Opony z przeznaczeniem do użytku podczas wyższych temperatur wykonuje się z dość twardej mieszanki gumowej, dzięki czemu rozgrzanie nie wpływa na ich szybkie zużycie. Dodatkowym atutem jest fakt, że letnie opony lepiej trzymają się drogi, gdy za oknem panuje piękna pogoda, gwarantują wysoką przyczepność oraz skracają drogę hamowania.

Opony zimowe

Gdy temperatura spada, letnie opony mogą być mało przydatne w trasie. Zimą w Polsce zaleca się używanie opon zimowych, ponieważ są one wykonane z miękkiej mieszanki gumowej, która dobrze reaguje na niższe temperatury, zapewniając odpowiednią przyczepność, odprowadzanie wody i panowanie nad autem na śniegu czy lodzie.

Opony całoroczne

Ogumienie całoroczne (wielosezonowe, uniwersalne) to kompromis pomiędzy oponami letnimi i zimowymi. Zapewnia ono średnie osiągi, przyczepność i inne parametry. Opony takie w naszym klimacie sprawdzają się niemal wyłącznie w warunkach miejskich i przy umiarkowanej, wyważonej jeździe. Nie są polecane na trasy, gdyż nie zapewniają takich osiągów, jak dedykowane opony letnie lub zimowe. Niemniej cieszą się dość dużą popularnością, ponieważ pozwalają oszczędzać na wymianie opon i można korzystać z nich cały rok bez zerkania na termometr i aurę za oknem.

Podsumowanie

Aby zapewnić sobie i innym użytkownikom drogi bezpieczeństwo, należy zadbać o stan techniczny pojazdu i kształtować odpowiedni styl prowadzenia. W temacie techniki warto pamiętać o tym, jak ważne są nie tylko opony, ale i sprawne wycieraczki, wały napędowe, odpowiedni poziom płynu w chłodnicy, sprawne pasy bezpieczeństwa itp. Pod względem techniki jazdy należy pamiętać o umiarze – pośpiech na drodze nigdy nie jest wskazany. Aby podnieść swoje drogowe kwalifikacje, warto udać się na odpowiedni kurs, oferujący np. naukę wychodzenia z poślizgu. To przydatna umiejętność, która może uratować życie podobnie, jak sprawne auto. Zadbaj o wszystkie aspekty bezpieczeństwa a na pewno poradzisz sobie w każdej sytuacji, jaką napotkasz na drodze.

---

Patrycja


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl