wtorek, 15 listopada 2016

"Indianie" i inni

"Indianie" i inni


Autor: Radosław Małecki


Gdy dziś mówimy o motocyklach mamy na myśli głównie produkty japońskie. Nie zawsze jednak tak było. Przedstawiam kilka motorów, które japońskie nie są, a o których warto pamiętać.


Świat motoryzacji to nie tylko samochody. To również motocykle, czyli pojazdy, które jak chyba żadne inne kojarzą się z wolnością.

Chciałbym przedstawić tu kilka naprawdę pięknych (moim zdaniem) maszyn. Są to pojazdy już historyczne, ale niektóre mają nadal swoich potomków, chlubnie noszących te same nazwy. Inne (Indiany) stanowią już jedynie historię. Może jeszcze ktoś wskrzesi tą markę, niepomny na to, że ostatnia taka próba zakończyła się niezbyt szczęśliwie. Polecam odnaleźć w sieci zdjęcia tych pojazdów. Jest na co popatrzeć.

A zatem pierwszy z moich wybrańców: Indian Scout. Zaprojektował go Charles B. Franklin, a jego dzieło odniosło wielki sukces w USA zaraz po tym, jak pierwsze egzemplarze z silnikiem o pojemności 615 cm sześciennych opuściły fabrykę w roku 1919. Silnik tego modelu był V-ką w układzie 42 stopnie. Posiadał moc 11 KM i rozpędzał się do 97 km/h. Scout był produkowany do roku 1934, a ostatnie egzemplarze nosiły nazwę Indian Sport Scout. Miały już moc 22 KM i pędziły nawet 129 km/h. Obejrzyjcie modele z końca produkcji. To prawdziwe piękności. Scout posiadał miejsce tylko dla kierowcy. Obejrzyjcie go i sami powiedzcie, czyż nie tak powinien wyglądać pomnik wolności?

Przeskakujemy teraz do roku 1959, gdy powstał motor, którego legenda trwa do dziś. Oto Triumph Bonneville. Już w tamtym czasie Johny Allen na stuningowanym “Bonnie” osiągnął prędkość 344 km/h. Popatrzcie na niego, a jeśli macie już „kilka” lat na karku, to ten kształt przypomni Wam, jak wygląda prawdziwy motor. Piękne jest to, że Bonneville jest nadal produkowany. Trochę się zmienił i urósł, ale jest nadal kwintesencją motocykla. Wart toż dodać, że Hugh Laurie, czyli serialowy dr House w życiu prywatnym jeździ właśnie na Bonnie. I oby ta legenda trwała nadal.

Zerknijcie teraz na Moto Guzzi V7 Sport z 1973 roku. Znajdźcie go koniecznie w niezwykłym cytrynowo-zielonym kolorze. Motor ma nietypowy, bo umieszczony poprzecznie silnik V o koncie rozwarcia 90 stopni. Ten piękny kolor można dostać również obecnie w modelu V7 Cafe Racer, któremu w tym roku zmieniono nazwę na V7 Cafe Classic, ponieważ powstał V7 Racer. Nad zakupem Cafe Classic zastanawia się niżej podpisany... A może V7 Classic? Albo Racer? Trudny wybór.

Obecny V7 Cafe Classic ma tak samo poprzecznie ustawiony silnik i swoim wyglądem czerpie pełnymi garściami z powojennej włoskiej historii motocykli. A były to czasy, gdy młodzi ludzie w Italii dysponowali jedynie starymi i słabymi motorami. By ścigać się między knajpkami dokonywali drobnych przeróbek, takich jakie potrafili wykonać i na jakie było ich stać Obniżali np. kierownicę, by uzyskać za nią bardziej sportową sylwetkę. I taki jest też współczesny V7 Cafe Classic. Nie poraża ani technologią, ani mocą. Jego wygląd jest być może nieco anachroniczny, ale jest piękny i chyba przede wszystkim taki powinien być włoski motocykl.

Nie sposób napisać o wszystkich ślicznotkach, ale dla tych, którzy chcieliby obejrzeć kilka cudów motoryzacji wymieniam poniżej kilku moich faworytów. Oto oni: Indian Powerplus z 1936 r., Indian Four z lat czterdziestych, Harley – Davidson WL 45, Harley – davidson Sportster z 1957, Harley – Davidson Duo Glide z 1958 roku, Honda CBX 1000 z 1978 – spójrzcie na ten silnik!

Nie chcę powiedzieć, że teraz nie ma pięknych motorów, bo są! I to dużo! Ale te nowe obejrzycie w katalogach i na ulicach. O tych, które wymieniłem warto nadal pamiętać, bo w jakimś stopniu są odpowiedzialne za wygląd obecnych.


zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz